niedziela, 15 kwietnia 2018

2. Elżbieta Cherezińska- Korona śniegu i krwi


               Bardzo rzadko zdarza mi się nie skończyć czytanych książek. A jeżeli już tak się dzieje, zwykle przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest zła jakość powieści. Zwykle chodzi po prostu o to, że książka jest zbyt nijaka, żeby zachęcić mnie do jej ukończenia. Są też takie przypadki, kiedy z całego serca marzę o tym, żeby książka się wreszcie skończyła. Żeby mieć w końcu ten koszmar za sobą. Tak było w przypadku książki fanatstyczno-historycznej Korona śniegu i krwi autorstwa Elżbiety Cherezińskiej.
               Ale nie ubiegajmy faktów.
               Akcja w Polsce, za czasów rozbicia dzielnicowego, kiedy to książęta podzielonych ksiąstewek walczą między sobą o jak największe tereny i ostatecznie, o koronę króla Polski. Spiski, porwania i zamachy są na porządku dziennym, a ufać nie można nawet członkom właśnej rodziny. A właściwie szczególnie im.
               Przyjrzyjmy się początkowi ksiązki. Ja rozumiem, że oparta jest na faktach. Ale to nie oznacza, że żeby wiedzieć kto jest kim muszę cały czas mieć otwartą Wikipedię, szczególnie, że jedynie niewielki ułamek bohaterów spotkamy w standardowej książce do historii. Więc, drogi czytelniku, jeżeli nie studiowałeś historii, to lepiej poczytaj sobie trochę o historii rozbicia dzielnicowego i dynastii piastów, bo inaczej przez sześćset stron, tak jak ja, będziesz się zastanawiał kto jest kim. Szczególnie, że autorka ci w tym nie pomoże.
               Żadna z postaci moim zdaniem nie jest odpowiednio opisana. Bo na poważnie, imię i koligacje rodzinne to nie jest charakterystyka. Szczególnie, że powieść obfituje w postaci mniejsze i większe, a każda z nich jest opisana w podobny sposób, który nie pomaga ich od siebie odróżnić. W pewnym momencie zaczęłam tworzyć listę postaci pojawiających się w książce. Zanim mi się to znudziło, naliczyłam przynajmniej pięćdziesiąt, a było to pierwsze 20% książki. Więc nie jest łatwo połapać się który z kolei Henryk porwał którego Władysława, który znowu zabił Przemysła. Czy coś w ten deseń.
                Najgorsze jest to, że rzeczywiście starałam się nie nastawiać do tej książki negatywnie. Czytając wszystkie pozytywne opinie na portalach poświęconych literaturze, miałam nadzieję, że coś w Koronie musi być dobrego. Co prawda sam pomysł uważam za udany, nie wątpię też, że podkład historyczny jest dosyć wierny (oczywiście poza wstawkami fantastycznymi). Ale problem jest jednak taki, że ta powieść się w żaden sposób nie broni. A tu jest kilka powodów dlaczego:
1.      Postacie
                  Moim zdaniem jeden z najsłabszych elementów książki. Przede wszystkich jest ich zbyt wiele, a często wprowadzane są do akcji jednocześnie. Żeby jeszcze były dobrze opisane, może czytelnik miałby szansę je od siebie odróżnić. Niestety, fakt, że jakiś Władysław jest niski, a Henryk chodzi do domu publicznego, nic mi właściwie nie mówi. Jednak to nie jest najgorsze, problem zaczyna się na etapie zdobywania kolejnych ziem przez książęta. Wtedy takie sytuacje zdarzają się zbyt często:

„-Posłuchaj, książę brzeskokujawsko-dobrzyński.
-I sieradzki- przypomniał mu Władysław, odstawiając kielich.
-I sieradzki. Ilu macie zbrojnych?”

                Ja nie wiem czy to miał być element komiczny, ale postacie zwracają się do siebie w podobny sposób stanowczo zbyt często, i jeszcze raz powtórzę- nie jest to sposób na rozpoznanie jednej postaci od drugiej. Bo ich imiona, przydomki itp. nie idą w parzę z niczym innym. Władysław  jest księciem brzeskokujawsko- dobrzyńskim i sieradzkim i to tyle. Właściwie równie dobrze mogłabym przeczytać pierwszy lepszy podręcznik do historii. W sumie akcja jest tam podobna, a jak już przy tym jesteśmy...

2.      Tempo akcji
                Fabuła zasadniczo składa się z kilku elementów:
-ktoś się bije
-ktoś jest porywany
-ktoś streszcza nam połowę drzewa genealogicznego piastów
               Z małą przerwą na sceny łóżkowe pełne dziwnych metafor i porównań.
               I jeżeli wystarczająco dużą liczbę razy wymieszacie ze sobą te elementy, to będziecie mieć mniej więcej zarys fabuły Korony. I uwierzcie mi, po trzecim porwaniu, szóstej bitwie i czwartym przedstawieniu drzewa genealogicznego, robi się tu trochę nudno.  Akcja po prostu płynie, jednym tempem, nie zważając na przeciwności losu. Nawet jeżeli wydarzy się coś gwałtownego, to zaraz zostanie przykryte trzema stronami dialogu opisującymi wzajemne relacje rodzinne rozmówców.

3.      Dialogi
                A propos. W tej książce dialogi składają się w 90% z opisów żywcem wyjętych z pocztu królów i książąt polskich. Pozostałe 10% to bzdury o wolnej Polsce, dupie Maryni i legendarnym piwie.

4.      Wstawki fantastyczne
               Zacznijmy od ruszających się zwierząt herbowych.  
                Nie wiem skąd ten pomysł, rozumiem, że autorka chciała nieco zabarwić świat przedstawiony, żeby wydał się ciekawszy. Niestety poza takim zabiegiem nie jestem w stanie wyjaśnić powodu dlaczego elementy fantastyczne pojawiły się w Koronie, szczególnie, że sposób ich działania nie został nigdzie wyjaśniony. Wiem tylko, że pasują one absolutnie jak pięść do nosa. Najgorsze jest to, że jedyny ciekawy element fantastyczny w postaci magii pogan, jest potraktowany tak marginalnie, a w jednym momencie wręcz ucięty, że aż żal, bo mogłoby coś z tego ciekawego być.
               Aha, prawie bym zapomniała. Jak już jesteśmy przy motywach fantastycznych. Święta Kinga. I tu przepraszam, ale nie dam rady na spokojnie. Jest to najgorszy motyw tej książki. Kinga bowiem jest tak święta, że roztacza wokół siebie woń kwiatów, jej głos brzmi jak chór anielski i na dodatek wszystkiego, lata. Jej mąż wydaje się być pogodzony z faktem, że jego żona to dziwny wybryk natury, który na co dzień ucina sobie rozmowy z Maryją. No wiecie, dzień jak co dzień. Ale muszę koniecznie zacytować tu jeden fragment, żeby nie było, że zmyślam:
„Gdy w ciepłe dni potrzebowała ochłody, on ją poił, bo gdy Kinga brała kielich w palce, wszystko, co w nim było, zaczynało wrzeć. Owszem, to było przyjemne w dni jesiennej szarugi, w zimowe wieczory, gdy grzali sobie wino, siedząc w łożu i czytając psalmy, ale w czasie upałów stawało się nieznośne.”
I znowu, nic nie wyjaśnia pojawienia się tego typu fantastyki w książce. Nie jest to raczej motyw komiczny, bo Korona od takich raczej stroni.

5.      Język stylizowany
                  Z językiem stylizowanym mam problem, ale nie jest to na szczęście coś, co mocno rzuca się w oczy, bo przez większość czasu dialogi bohaterów wyglądają dosyć realistycznie. Dopóki ktoś nie rzuci jakimś „serio” w rozmowie. Mnie osobiście raziły też te wszystkie kurwy w dialogach, wydawały mi się nieprzystające do epoki i sposobu formułowania wulgaryzmów w tych czasach, ale z drugiej strony nie znam się na historii języka tak dobrze żeby móc podważać możliwość ich występowania w XIII wieku. Niemniej, momentami tego typu wstawki wydawały mi się niezręczne.
6.      Skróty fabularne
                 To był dla mnie największy problem w pewnym momencie czytania książki. Bo wiem, że moja słaba pamięć do imion i brak wiedzy historycznej mogły utrudnić mi właściwy odbiór książki. Ale nad skrótami fabularnymi nie ulituję się. Najgorsze jest to, że nie są niczym podyktowane, autorka po prostu postanowiła opuścić z opisu część wydarzeń. Dowiadujemy się o nich dopiero po fakcie. Problem jest taki, że najczęściej są to wydarzenia dosyć ważne dla fabuły, bo na przykład nagle okazuje się, że jeden z bohaterów został porwany i uwięziony a my nieprzypominany sobie, żeby chociażby ruszał się z domu w ostatniej scenie. Narracja skacze też między dużą liczbą bohaterów, więc poskładanie sobie wszystkich faktów i wydarzeń tak, żeby stanowiły logiczną całość przynajmniej mi stwarzały niemały problem.

7.      Legendy Arturiańskie
                 No właśnie, to jest motyw, który niby mało istotny dla fabuły, a był jak dla mnie jednym z najbardziej na siłę umieszczonych w książce. Bo ja rozumiem, że możliwym jest, że w trzynastym wieku legendy arturiańskie już do Polski dotarły. Ale na miłość wszystkiego co święte, czy pieśni o rycerzach okrągłego stołu muszą być śpiewane na każdym dworze jak Despacito? Za każdym razem jak ktoś śpiewał pieśń, nie ważne z jakiego powodu, musiały to być te nieszczęsne legendy arturiańskie.To już nawet w Esce mają większą różnorodność jeżeli chodzi o piosenki!

               Czy są jakieś dobre strony tej książki? Niewątpliwie jest nią kronikarska wręcz skrupulatność w przedstawianiu kolejnych członków rodów polskich okresu rozbiorów. To, co również jest poniekąd słabą stroną Korony, bo wydawać by się mogło, że obowiązek kronikarski czasami zwycięża w starciu z dobrą fabułą. Bo niestety, nie zawsze życie pisze najlepsze scenariusze. Sam pomysł na książkę uważam za bardzo dobry, wydaje mi się, że mało jest w chwili obecnej na naszym rodzimym rynku powieści traktujących o dalszej historii naszego kraju. I to się niewątpliwie chwali, szczególnie, że akurat okres rozbiorów wydaje się mi być wybitnie niewdzięczny w przedstawieniu.
               Kończąc, Korona śniegu i krwi jest książką która z wielu powodów mnie po prostu zmęczyła. I nie chodzi mi tu o jej długość, choć ta jest potężna, bo wiele jest książek, które mimo długości są w stanie skutecznie czytelnika wciągnąć. Może to mój brak wiedzy historycznej spowodował, że książka mnie nie zainteresowała swoją treścią, jednak uważam, że powieści tego typu powinny przynajmniej częściowo bronić się nawet w momencie, kiedy czytelnik jest laikiem jeżeli chodzi o historię. Zabrakło mi tu jakiegoś mocnego elementu spajającego całą fabułę. Ta wydaje się być za bardzo rozdrobniona. Czy to z powodu nagromadzenia zbyt wielkiej liczby postaci czy częstego przeskakiwania narracji między nimi, trudno jest tu znaleźć rytm i co najgorsze, trudno jest znaleźć jakiekolwiek uczucia względem bohaterów. Nawet po kilku setkach stron nadal mogą oni być czytelnikowi zupełnie obojętni.
               Pozycja niewątpliwie dla miłośników historii. Takich, których nie obchodzi fabuła ani charaktery, byleby nazwiska i miejsca bitew się zgadzały.
               Tyle ode mnie, pozdrawiam
toldie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz