Bardzo nieufnie podchodzę do polskich kryminałów. Nie jestem do nich w jakiś sposób uprzedzona, po prostu doświadczenie nauczyło mnie, że znalezienie dobrego kryminału w fali, która zalewa rynek od kilku lat, graniczy z cudem. Po absolutnym sukcesie skandynawskiego kryminału, który został na szeroką skalę zapoczątkowany przez Stiega Larssona Polacy jednym głosem stwierdzili, że też potrafią dobre kryminały stworzyć. Bo niby co w tym takiego skomplikowanego, wystarczy dobra zagadka i jeszcze lepsze jej rozwiązanie, co nie? W praktyce wychodzi jednak to trochę gorzej. Przebrnęłam przez kilka książek Katarzyny Bondy, przemęczyłam się nad Mrozem i zaliczyłam też jedną książkę Puzyńskiej. I jakoś żadna z książek mi nóg nie urwała, a bez wzdychania z rozpaczy przeczytać mogę tylko Zygmunta Miłoszewskiego, bo wydawać by się mogło, tylko on w tym kraju może napisać kryminał, który ma ręce i nogi.
Chmielarz
miał pójść jeszcze dalej i udowodnić, że da się napisać nie jeden dobry
kryminał, a całą serię. Niestety, po przeczytaniu Podpalacza, muszę stwierdzić, że sytuacja nie wygląda najlepiej.
Jak po
tytule możemy wnioskować książka Wojciecha Chmielarza traktuje o sprawie podpaleń.
Celem padają domy jednorodzinne na warszawskim Ursynowie. Dopiero po trzecim
przypadku policja wpada na pomysł, że może to być seria, szczególnie, że za
trzecim razem piroman staje się przypadkowo również sprawcą morderstwa. Do
akcji wkracza komisarz Jakub Mortka, funkcjonarusz po przejściach, zarówno
prywatnych jak i zawodowych, stary wyjadacz, który nie da sobie w kaszę
dmuchać.
I tu
zaczynają się schody. Ja wiem, że zasadniczo w sferze kryminału niewiele można
zastosować przełomowych rozwiązań fabularnych, ale na miłość wszystkiego co
święte, przestańmy walić czytelnika po twarzy sztampą!
Nie
jestem znawczynią kryminałów, szczególnie polskich, uważam, że pomiędzy Agathą
Christie i Stiegiem Larssonem wszystko zostało już powiedziane, a polski
kryminał uwielbia powielać schematy. Przyjrzyjmy się głównemu bohaterowi.
Zasadniczo, zwykle istnieją jego dwa typy. Pierwszy to świeżo upieczona
funkcjonariuszka/ profiler/ psycholog. Jest to postać jeszcze nieskalana
środowiskiem, mająca silną potrzebę sprawdzenia się. Chce za wszelką cenę
udowodnić, że jest zdolna wykonać powierzone jej zadanie. Drugim rodzajem
bohatera kryminalnego, jest stary wyjadacz. Doświadczony przez życie,
zgorzkniały, przepełniony poczuciem beznadziei. Na niczym mu nie zależy, poza
złapaniem sprawcy, a dla tego jest się w stanie zupełnie poświęcić.
Nie ma
półśrodków, świat kryminałów jest momentami czarno-biały niczym zebra. W który
kryminał rzucimy, tak z dużą dozą prawdopdoobnieństwa trafimy na jedne z tych
dwóch typów. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, żeby nie było, ale są na tyle
rzadkie, że z czasem przestało mi się chcieć ich szukać.
I tutaj
pojawia się pan Chmielarz i co? I mamy Jakuba Mortkę, świeżo po rozwodzie,
zgorzchniałego faktem, że musi dzielić mieszkanie z dwójką studentów, oddając
prawie połowę wypłaty na alimenty dla byłej żony (swoją drogą, ten fakt jest
podkreślany w książce kilka razy). Głównym składnikiem jego diety jest piwo i
zupki chińskie. Reprezentuje typ stuprocentowego samca.
Najgorsze
jest to, że trudno w tej książce kogokolwiek darzyć sympatią. Główne postacie
są odstręczające, a reszta tak skąpo opisana, że nie ma się nawet co rozpisywać.
Bo nie ma o czym. Są za to klisze, jest macho-seksista lejący własną żonę, są
imprezujący studenci, jest ślepo kochająca matka, niewidzące, że jej
syn-alkoholik okłada żonę, jest pani psycholog, która rzuca tylko hasłami, jak
z podręcznika, jest prokurator, który miesza się w sprawę i uprzykrza wszystkim
życie.
Lubię,
jeżeli czytelnik może być uczestnikiem śledztwa, kiedy na podstawie śladów i
poszlak, może samemu rzucać podejrzenia i mieć własne typy co do sprawcy. Podpalacz
nie daje takiej możliwości, ponieważ Mortka rozwiązuje zagadkę na podstawie
niesamowitych olśnień, których nie powstydziłby się mistrz olśniewania głównego
bohatera- Dan Brown.
Z resztą
sama zagadka jest średnio poprowadzona i raczej mało ciekawa. Przez większość
książki nie dzieje się ze sprawą nic bardziej emocjonującego, a rozwleczone
wątki poboczne dodatkowo hamują rozwój akcji.
Jak dla
mnie Podpalacz nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Początek serii tak bardzo
wychwalanej w mediach okazał się być kryminałem co najwyżej przeciętnym.
Poprawnym w formie, ale nadal przeciętnym. To bardziej książka do przeczytania
w pociągu, niż wciągająca zagadka, którą czytelnik może rozwiązać razem z
bohaterami
Nie wiem
za bardzo co myśleć o Podpalaczu. Zachwalana ze wszystkich stron seria
kryminalna Chmielarza, od początku mnie
nie zachwyciła. Jest to poprawny kryminał, jednak nie wybija się on niczym
specjalnych pośród dziesięciu kolejnych wydanych w tym roku (pięć z nich
sygnowanych nazwiskiem Mroza, oczywiście). Zanim jednak spiszę Mortkę na
starty, chciałabym sięgnąć jeszcze przynajmniej po jedną książkę z serii. Może
ten niefortunny początek to tylko wypadek przy pracy i trudne początki, a dalej
będzie już tylko lepiej?